Wystawa Renaty Wolskiej “MALARSTWO I RYSUNEK”

W dniu 25.07.2010 r. w Galerii Muzeum odbyło się otwarcie wystawy Renaty Wolskiej “MALARSTWO I RYSUNEK”.

Radomszczańska malarka Renata Wolska zaprezentowała publiczności w ciągu ostatnich 12. lat cztery wystawy. Odbywające się bynajmniej nie co trzy lata. Kolejne prezentacje, tak jak intensywność jej pracy, narastały w czasie. Do marca 1998 r. dochodziła długo pracując pod kierunkiem Piotra Pawłowskiego w Miejskim Domu Kultury w Radomsku, a później Piotra Gajdy w piotrkowskim Biurze Wystaw Artystycznych. Pokazała wówczas otoczenie najbliższe – pracownie, widoki z ich okien, swojego mentora… Metatematyczność była w nich wyznacznikiem dopiero co rodzącej się odwagi twórczej, początkiem drogi, na którą nieśmiało, choć z ogromnym rozmachem, wkroczyła.

W maju 2003 r. Wolska pokazała rysunki aktów. Miejsce poszukiwań zajęło wyciszenie, spokojne obcowanie z drugim. To wówczas dom stał się dla niej przestrzenią twórczą, centrum szukania inspiracji. Ubiegły rok przyniósł narodziny własnego, rozpoznawalnego już, stylu. Pastelowe kompozycje kwiatowe i martwe natury zbudowane z drewna, miedzi, pereł, szkła… Wolska wypracowała styl, dzięki któremu przedmiot zachowuje cechy indywidualne, przy równocześnie niezmąconej harmonii kompozycji.

 

 Momentalność doznań

 

Pracownia Renaty Wolskiej to przestrzeń mieszkania, w którym widz odnosi od razu wrażenie, że wkracza w jakiś bardzo wewnętrzny świat kreowany długie lata… Jakby przekraczał ramy intymnej scenografii czy przestrzennego obrazu. Zresztą, w miarę jak oczy oswajają się z kolorytem wnętrza, obrazy raptem zaczynają wyłaniać się ze ścian, widać ich coraz więcej i coraz łatwiej odkryć, że stanowią neutralne przedłużenie osobistego codziennego świata malarki. Tematy do nich istnieją – dosłownie – na wyciągnięcie ręki. I dłoń artystki coraz chętniej i częściej po nie sięga. Dlatego zacierają się granice między ogrodem, domem a obrazem, między kwiatem żywym, suchym, olejnym czy pastelowym. Motywy wędrują, a autocytaty są częścią drogi twórczej.

Początkowo kwiatom w szklanych i glinianych wazonach towarzyszyło namalowane tradycyjnie tło. Barwne akwarele delikatnie stykały się na krawędzi przedmiotu, rośliny i powietrza. Niemniej w tym spotkaniu gubiła się subtelność obrysunku, kwiaty niejednokrotnie zatracały swoją indywidualność. Dało to malarce asumpt do poszukiwań. I odkryła na potrzeby swoich prac kolorowe arkusze uważnie dobrane do prezentowanego tematu, charakterystycznej dla niego pory roku, zastępujące do niedawna jeszcze akwarelowe powietrze. Teraz szkło błękitniało, zazieleniało się, brązowiało, a żonkile, róże i strelicje wykorzystywały barwę lokalną, by zintensyfikować swoją obecność. Dzięki temu zabiegowi kontur, wcześniej niepewny swych granic, zyskał nietykalność. Rośliny od początku do końca zaczęły żyć życiem ofiarowanym im przez autorkę. Za tłem zmianie uległa także technika. Wolska wykonuje coraz mniej akwarel, a coraz więcej rysunków kredką i ołówkiem. Ten zresztą jest kolejnym krokiem w stronę oszczędności środków wyrazu, momentalności doznań i uniwersalizacji tematu. Monochromatyczne kwiaty na grafitowym tle są na dzisiaj kwintesencją stylu radomszczańskiej malarki.

Także obrazy olejne podlegają intensywnym zmianom. Do martwych natur, utrwalających dotąd przedmioty mające swój ciężar własny i długą historię życia, wkroczyło to, co chwilowe – rośliny zyskujące w tym otoczeniu prawie wiecznotrwałość. Jak srebrnoszary popłoch, który przypomina rzeźbę wykonaną w metalu. I tu zmieniła się technika. Wolska sięgnęła po szpachlę. Zaczęła malować nią… przedmioty drobne, owalne, miękko układające się tkaniny, jakby wbrew naturze tego kańciastego, przeznaczonego do szybkich i nerwowych pociągnięć, przedmiotu. Wyzwanie rodzi wyzwanie. Oczekiwanie rodzi przyjemny dreszcz. Wystawa zaprezentowana w galerii radomszczańskiego muzeum ma jeszcze inną wartość dodaną. Zestawione ze sobą te same motywy, wykonane różnymi technikami, dają szansę niekończącym się porównaniom i twórczym poszukiwaniom różnic. Zamieniają chwilę w nieskończone trwanie.

Beata Anna Symołon

Skip to content